Komiksowi bohaterowie, absurdalna intryga, miłosny trójkąt, a to wszystko polane wykwintnym sosem francuskiego humoru. Po ośmioletniej przerwie reżyser Rappeneau powraca w znakomitej formie francuską komedią „Bon Voyage”. Reżyser, którego cenię za wspaniały film „Cyrano de Bergerac” i tym razem mnie nie zawiódł. Słowem kluczem jest w przypadku tego filmu francuska komedia”. Jeżeli nie lubicie tego typu humoru i żartów na filmie się wynudzicie. Ja jednak bawiłem się wyśmienicie. Zachwycałem się afektywną aktoreczką Viviane zagraną bezbłędnie przez Isabelle Adjani. Podobał mi się nieustanny wytrzeszcz oczu Grégoriego Derangère’a grającego rolę Frédérica. Nawet Depardieu, którego mam przesyt, był całkiem niezły.
Film lekki, miły i przyjemny, lecz – co najważniejsze – przede wszystkim inteligentny. Bardzo w dawnym, polskim stylu. Przez to nabrałem ochoty na powtórzenie sobie chociażby filmu „Jak rozpętałem II Wojnę Światową”. Dobra zabawa zapewniona.
Owszem, film nietypowy jak na obecne czasy w których to jesteśmy zasypywani głupawymi komediami amerykańskimi lub powszechnym kinem z gatunku komedii romantycznych. Każda z ról zagrana cudownie. Jedyne czego mogę żałować to brak polskich napisów, musiałam poratować się angielskimi w wersji niestety dość marnej.